Wpisz frazę i naciśnij Enter

#bikestuff – kask Bell Moto-3

Jacky Ickx – kierowca F1, sześciokrotny zwycięzca 24-godzinnego Le Mans oraz sprawca przerwania wyścigu F1 w Monako w 1983 roku. To dzięki niemu Alanin Prost uratował zwycięstwo przed moim ulubionym zawodnikiem wszech czasów – Ayrtonem Senną.

Kenny Roberts – trzykrotny Mistrz Świata najwyższej kategorii MotoGP

Niki Lauda – trzykrotny mistrz F1

Mógłbym wymieniać dalej, bo przecież każdy zna takie postacie jak Alain Prost, Nelson Piquet, James Hunt, Robert Kubica, Lewis Hamilton, czy Nico Rosberg.
Co łączy wymienionych panów? Oczywiście niesamowity talent, osiągnięcia w swoich dziedzinach, ale również marka Bell. Każdy z nich w swojej karierze wykorzystywał kaski z Rantoul w stanie Illinois.

Od sklepu z częściami do producenta kasków

Roy Richter – kierowca z kilkoma sukcesami na lokalnych torach w latach 30-tych ubiegłego wieku – swoją karierę wyścigową zamienił na warsztat, bo ulepszanie samochodów dla innych dawało mu więcej satysfakcji. Jeszcze przed wojną jego wozy zdobywały zwycięstwo za zwycięstwem, a on zbudował sobie reputację w branży. Po zakończeniu wojny zaczął szukać nowej drogi w życiu. Sprzedał samochód i za wszystkie posiadane wtedy pieniądze (1000 dolarów) kupił firmę zajmującą się sprzedażą części samochodowych, w której pracował jako nastolatek. W ten sposób stał się właścicielem małego sklepiku o nazwie Bell Auto Parts w Los Angeles.

Po tragicznej śmierci przyjaciela w 1946 roku, Roy zaczął interesować się bezpieczeństwem wyścigów, skupiając się na próbach prędkości w Bonneville. W 1954 zaprezentował pięćsetkę, czyli swój pierwszy kask przygotowany dla szaleńców ścigających się po zaschniętym jeziorze. Bell 500 bardzo szybko spopularyzował się wśród kierowców wyścigowych, motocyklistów i stał się obowiązkowym wyposażeniem policjantów z całego kraju. W kaskach Roya śmigała nawet drużyna narciarska USA, a o odpowiedni rozgłos zadbał kaskader Evil Knievel, przelatując motocyklem nad fontannami hotelu Caesars Palace w Las Vegas.

Pierwszy kask integralny został zaprezentowany przez Bell’a w 1968 roku, przy okazji wyścigów Indianapolis 500. W 1971 roku firma Roya wprowadziła offroadową odmianę. W takim kasku jeździł między innymi Bob Hannah – jeden z bardziej utytułowanych zawodników motocrossowych w USA. W połowie lat siedemdziesiątych pojawił się Bell Moto-3, na zawsze zmieniając wygląd kasków wykorzystywanych podczas jazdy “brudnymi” motocyklami. Moto-3 znacznie wyprzedzał swoją epokę zarówno pod względem designu, jak i bezpieczeństwa.

Powrót króla
Bell Moto-3 zapoczątkował linię kasków crossowych. Dziś króluje w niej model Moto-9 Carbon, dając bezpieczeństwo i wygodę zarówno zawodnikom jak i amatorom jazdy po bezdrożach. 40 lat po wprowadzeniu pierwszego tego typu produktu, Bell powraca ze współczesnym wydaniem kultowego Moto-3.

Z samą marką miałem już do czynienia. Przez trzy sezony mój kwadratowy łeb chronił Bell Bullit RSD, dodatkowo pomalowany przez Konrada aka Rust’n’Fast. W styczniu tego roku przekazałem go na aukcję charytatywną, tym samym wspierając WOŚP kwotą dwóch tysięcy stu pięćdziesięciu polskich nowych złotych – dziękuję wszystkim licytującym i jeszcze raz gratuluję zwycięzcy! 

Moto 3 trafił w moje ręce tuż przed wyjazdem na testy. Od momentu otwarcia pudełka, nie mogłem doczekać się pierwszych przejechanych kilometrów – już samym wyglądem garnek zachęca do wyruszenia w dziką podróż.

Po wyjęciu z czerwonego worka, moim oczom ukazał się kask w 100% oddający ducha czasów swojego pierwowzoru. Czasów, gdy producenci motocykli mieli jaja, tworząc odważne i dzikie konstrukcje. Motocykliści mieli jeszcze większe, bo nimi jeździli, a władza swoje jajca trzymała gdzieś poza branżą motocyklową i nie wciskała nikomu kitu, że normy spalin i obowiązkowy ABS wprowadzają ze względu na środowisko i bezpieczeństwo. Wszyscy byli szczęśliwi, na pokładach tańszych i droższych linii lotniczych można było jarać kiepąsy i nikt nie marudził, że gluten, smog, czarna dziura czy trening z Chodakowską niedokończony.

W tym miejscu powinienem wstawić profesjonalne video z tak zwanym “anboksingiem”, zaczynające się od kaprawego uśmiechu i tekstu “No cześć kochani…”, ale, że jestem fanem starych rzeczy to i nowoczesne standardy blogosfery obowiązują mnie tak bardzo, jak Kwaśniewskiego wstrzemięźliwość od alkoholu.

Czar jakby trochę prysł, gdy założyłem garnek na głowę. W lustrzanym odbiciu nadal widziałem 70% swojej facjaty, a skoro dla mnie ten widok potrafi być zaskakujący, to co mają powiedzieć ludzie gapiący się na mnie w korku? Z pomocą przyszły dwie rzeczy, bez których dziś nie zakładam tego pięknego kasku: kominiarka i gogle. Kominiarka skutecznie zakrywa twarz, a w przypadku deszczu nieco chroni przed darmową akupunkturą. Gogle dodają jakieś 10 punktów do lansu, bo mają szybkę w kolorze iridium gold. Nadają też całej procedurze pewnego mistycyzmu – jako totalny antyfan motocrossu, nigdy nie wiem, czy dobrze je zakładam. Robię to na tyle wolno, że z zewnątrz muszę wyglądać jakbym odpalał rakietę SpaceX.

Kask, choć do złudzenia przypomina ten z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, jest bardzo nowoczesny. Skorupę wykonano z kompozytu włókien szklanych, wypełniono ją EPS-em absorbującym energię podczas uderzenia oraz wyjmowanym i nadającym się do prania materiałem antybakteryjnym. Na pokładzie znajdziemy również najbezpieczniejsze zapięcie typu DD, 8 kratek wentylacyjnych wykonanych ze stali nierdzewnej i uformowanych w technologii 3D, wyprofilowane poduszki policzkowe, certyfikaty ECE oraz DOT oraz stylowy daszek wpinany na 5 zatrzasków. We współczesnym kasku motocrossowym daszek zabezpiecza przed piachem, kamieniami i promieniami słonecznymi. Ten w Bellu Moto-3 jest na tyle mały, że żadnej z tych funkcji nie spełnia w 100%, ale w końcu to kask retro, więc ocenianie go surowymi kryteriami brudnych sportów motocyklowych jest po prostu bez sensu. Nikt o zdrowych zmysłach nie pojedzie w nim po tytuł na Erzbergrodeo.

Rozmiar ma znaczenie
Chrzest bojowy zrobiłem w Lizbonie. Na trzydniowe testy wziąłem tylko ten garnek – trochę nieodpowiedzialnie – w przypadku niewygody mógłby zepsuć cały wyjazd, ale nauczony doświadczeniem zamówiłem wcześniej dwa rozmiary, posiedziałem chwilę w L i XL i okazało się, że pomimo 59 centymetrów obwodu głowy, tak jak w przypadku Bullita, musiałem wybrać większy.

Pierwsze wrażenia
Kask jest bardzo dobrze wykonany, nie trzeszczy, wszystkie elementy są idealnie spasowane. Czy jest głośny? W środku nie zaznamy kościelnej ciszy, bo przecież cała część twarzowa jest otwarta, ale zakładając kominiarkę i moje ulubione zatyczki, mogę śmiało stwierdzić, że jest ciszej niż w Bullicie, bo tam problemem jest szczelina pomiędzy szybką a skorupą.

Wyściółka frotte sprawia, że użytkowanie kasku jest bardzo komfortowe, ale po dłuższym czasie znalazłem jej minusy. Jeśli zwłoki owadów wpadną już przez otwór na wizjer i osadzą się na materiale, zostają tam do następnego prania. To samo jest z brudem zbierającym się w kołnierzu kasku, gdy beztrosko odkładamy go gdzie popadnie.

Ważną zaletą Bella Moto-3 jest uniwersalny design. W wersji z daszkiem świetnie sprawdzi się na motocyklu typu scrambler/flat tracker, a po jego zdjęciu zyskujemy całkiem fajny look na cafe racera lub bobbera.

Czy nadaje się na dłuższe wypady?
Od wyjazdu do Lizbony minęło już kilka miesięcy, a ja zaprzyjaźniłem się z Moto-3 na tyle, że służy mi prawie codziennie. Od przeprowadzki na wieś, przynajmniej dwa razy w tygodniu przemierzam w nim trasę do Warszawy, która ma 80 kilometrów i sam się dziwię, że przy takiej konstrukcji nie zwiewa mi go z głowy przy prędkościach rodem z Niemieckich autostrad. Oczywiście królewski komfort kończy się gdzieś w okolicach 150km/h, więc nie polecam go fanom bicia rekordów prędkości, ale przy “standardowej” jeździe śmiało można wyruszać w nim w podróż.

Czy to dobry pomysł na kask miejski?
Jeśli poruszasz się klasycznym bądź customowym motocyklem, Bell Moto-3 to najlepszy kask na miasto. Po pierwsze: świetnie wygląda. Po drugie: przy miejskiej jeździe można wykorzystać okulary przeciwsłoneczne zamiast gogli, co poprawi wentylację. Po trzecie: każdy przejazd w takim kasku to kilka “okejek” od przechodniów.

Podsumowując:
Wśród kasków, które zwykłem nazywać bulwarowymi, Bell Moto-3 jest obecnie moim ulubionym. Komfortem przebija Bullitta, jakością wykonania pozostawia konkurencję daleko w tyle, a przy odpowiedniej kolekcji gogli i okularów pozwala żonglować stylówkami bez końca.


Gdzie kupić? Bella Moto-3 szukajcie w sieci Dobrych Sklepów Motocyklowych

Włącz powiadomienia
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Napisz w komentarzu, co sądzisz na ten temat…x
()
x