Atrakcyjność warszawskich targów motocyklowych można porównać do zgorzela ropnego. Niby mamy tu atrakcyjne marki motocyklowe, ale klimat jaki został stworzony przez organizatorów to totalna porażka. Obstawiam, że na targach dewocjonaliów w Toruniu czułbym się o niebo lepiej.
Być może organizator przez 365 dni w roku jest tak bardzo zajęty sprzedażą każdego metra powierzchni targowej, że nie zauważył zmian jakie zaszły na rynku motocyklowym w Polsce. Większość nowych modeli można obejrzeć na tysiącu imprez w Europie, których poziom organizacji 20 lat temu był lepszy niż Moto Expo 2016 w Warszawie.
Osobiście co roku przychodzę na imprezę licząc na to, że ktoś w końcu obudzi się i zrobi motocyklowy weekend na poziomie. Niestety innowacja skończyła się na przeniesieniu imprezy do hal Expo na Prądzyńskiego. Wpłynęło to tylko na napełnienie kabzy organizatora, bo pojawiło się więcej rodziców, którzy w deszczowy weekend nie mieli pomysłu dla swoich pociech.
Ratunkiem dla organizatorów okazali się sami wystawcy, którzy przygotowali stoiska tak, że poczucie przaśności imprezy nieco malało.
Ducati z dedykowanym stoiskiem dla Scramblera.
Zwycięski egzemplarz z konkursu Custom Rumble.
Diavel, który pomimo designu jest spalony przez sety w harleyowskim stylu.
BMW z przebudowanym modelem R nineT. Przekozak!
Yamaha z całą gamą Faster Sons.
XSR700 z konkursem #HELLOXSR. Konkurs jest kontynuowany u kolejnych partnerów. Więcej info na http://helloxsr.pl
R1-ka – bezkompromisowa maszyna, stworzona do wygrywania.
Honda promująca model Africa Twin z automatyczną skrzynią DCT. Kupić motocykl z taką skrzynią biegów to jak amputować sobie nogę i chwalić się, że można wystąpić w paraolimpiadzie!
Strefa custom. Ktoś na Facebooku stwierdził, że zaproszone motocykle nie powinny się tu znaleźć, bo są niedopracowane. Pewnie! Są zrobione przez ludzi, którzy nie mają gigantycznych budżetów i skillsów pana Kimury, ale z tego co pamiętam to kultura cafe racerów została wylansowana właśnie przez domorosłych budowniczych, którzy przerabiali motocykle by przekraczały magiczną granicę “ton up”, czyli 160km/h. O designie nikt wtedy nie myślał.
W strefie custom pojawił się również Vmax przerobiony przez chłopaków z Uhma Bike. Projekt opisałem tutaj.
Behemoth Bike i Cheyenne Bike, z warsztatu Game Over Cycles to najgrubsze projekty, które można było zobaczyć na Moto Expo. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał kilka swoich “expo queen”, które będą stały w centralnym miejscu mojego domu.
Moja XJR-a 1300 Racer pojawiła się w strefie custom by pokazać, że nowy motocykl, po kilku delikatnych zabiegach, może wpisywać się w sznyt cafe racerów.
Część swojego warsztatu pokazał Christian Boosen z 86 Gear Motorcycles.
Niestety największą powierzchnię zajmowały motocykle od Junaka, Rometa i innych marek, których nazw nie jestem w stanie powtórzyć.
PS. Moim zdaniem powinien pojawić się ktoś kto chirurgicznie usunie spuchnięty zgorzel jakim jest Moto Expo i zorganizuje event, którego formuła nie będzie kończyła się na stawianiu setek motocykli w jednym miejscu, w towarzystwie stoisk z t-shirtami ze stadionu dziesięciolecia, bo to możemy zorganizować sami, w popularnym “Pubie pod mosteczkiem” i za 25 PLNów zjemy tam kawał dobrego schaboszczaka.
PS2. Zdjęcia wykonał Kacper Szczepański i jeśli masz nieodpartą ochotę je skopiować to napisz kto jest autorem i skąd pochodzą.
PS3. Pozdrawiam panie, które uprawiały trolling w związku z przedmiotowym traktowaniem hostess w trakcie takich imprez.