Wpisz frazę i naciśnij Enter

Widzisz jak nam spierdala szczęście?

nauczyć się tracić

Od kilku dni nie napisałem żadnego wpisu. Nic – poza kilkoma wiadomościami SMS – nie wyszło spod mojej ręki. Chyba po prostu nie potrafię karmić innych, samemu pozostając w skrajnym głodzie.

Poniedziałek
– Jeszcze wczoraj tu stała. Piękna jak zawsze i zawsze gotowa, by wyruszyć, chociażby na kawę do “Czytelni” – kawiarni na Bielanach, w której pijąc napój bogów i męczenników korpoświata, mogę dyskretnie zerkać, gdy pręży się przed wejściem.

– To przecież tylko kawałek… – przerwałem w pół słowa.

– To kawek mnie! Dla Ciebie kupa metalu, trochę plastiku i gumy, a dla mnie wielka łata, zaszywająca poszarpany świat, niczym dziurę w kombinezonie z napisem “Ride or die bitch!”.

– Ale za kilka dni wróci. Tak samo ładna, głośna i niebezpieczna jak laski z Gocławia.

– Wróci, wróci, ale teraz jej nie ma!


Dalibóg, jesteśmy jakoś dziwnie skonstruowani przez naturę, że unikamy strat. Straty nas paraliżują, sprawiają, że wolimy zostać w pokoju, w którym ktoś właśnie puścił poimprezowego pawia, niż wyjść na świeże powietrze, tylko dlatego, że do smrodu już się przyzwyczailiśmy, a na zewnątrz możemy dostać wpierdol od dresiarzy, którzy de facto gdzieś tam są, kiedyś komuś wybili kilka zębów i zabrali komórę, ale odkąd są beneficjentami loterii 500+, częściej opalają się przed osiedlowym Społemem, niż gdziekolwiek szlajają szukając zaczepki.

Znam ludzi bojących się zmiany pracy, choć od lat narzekają na szefa-idiotę, jego żonę, której napompowane części ciała zaczynają gnić od nadmiaru botoksu i kumpli, bardziej nadających się do zaplanowania samobójstwa, niż wyjścia na piątkowe piwo.

Znam ludzi tkwiących od lat w toksycznych związkach, w których wzajemnie podcinają sobie skrzydła, krzywdzą się i podkładają sobie nogi i zamiast zamknąć przykry etap, przedłużają go w nieskończoność, ze strachu przed nieznanym, przed samotnością, przed innymi ludźmi, którzy mogą ich zranić.

Stracić żeby zyskać. Zapomnieć żeby poznać. Odejść żeby przyszło lepsze. Paraliż i znajoma bylejakość życia, bo każdą stratę odczuwamy mocniej niż potencjalny zysk.


Piątek
– Wróciła! Jest. Stoi. Czeka!

– No i o co tyle nerwów, stresów i niepotrzebnych rozkminek?

– Straciłem dziś klienta – wtrącam po cichu.

– No i bardzo dobrze. Nigdy nie płacił na czas, a poza tym na jego miejsce czeka trzech kolejnych.

– Może i tak, ale z odchodzącymi, problematycznymi klientami jest jak z małym palcem zaatakowanym przez trąd. Wiesz, że śmierdzi. Wiesz, że nic już z niego nie będzie. Wiesz, że trzeba go amputować, bo zarazi pozostałe i choćby nowoczesna medycyna zapewniła Cię, że w jego miejscu urośnie nowy, zdrowy i pachnący – i tak masz ochotę zostać przy śmierdzielu. Strach przed utratą czegokolwiek zabija radość z tego co może wydarzyć się za chwilę.

– Spakuj motocykl i jedź już do tego Poznania. Do nowych ludzi. Do nowych tematów.

Po nocy jest dzień. Po dniu jest noc. Po nocy dzień, po dniu noc. Po deszczu słońce, po słońcu deszcz, po zimie lato, po lecie zima, po nocy jest dzień, po dniu noc.*

Zmiano – nakurwiaj zatem!

* fragm. “Wzgórze psów” J. Żulczyk

Włącz powiadomienia
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Napisz w komentarzu, co sądzisz na ten temat…x
()
x